W zbiorach Zamku Królewskiego na Wawelu znajduje się 228 rysunków i akwarel Jacka Malczewskiego, związanych z rodziną Lanckorońskich. Jest to część daru Karoliny Lanckorońskiej dla Wawelu z roku 1994. Zbiór ten składa się z dwóch części. Pierwsza to rysunki i akwarele związane z wyprawą archeologiczną Karola Lanckorońskiego do Pamfilii i Pizydii (historycznych krain na terenie prowincji Anatolia w dzisiejszej Turcji) zorganizowaną w 1884 roku, druga część obejmuje prace dokumentujące rodzinne życie w Rozdole, majątku Lanckorońskich położonym na południe od Lwowa. Malarz bywał tam regularnie od 1885 do 1910 roku.
Rysunki z wyprawy anatolijskiej składają się na interesującą tak pod względem artystycznym, jak też poznawczym kronikę wyprawy. Wzięli w niej udział wybitni uczeni niemieccy, austriaccy i polscy, a Jacek Malczewski stał się – nolens volens – jej kronikarzem. Jego rysunki i akwarele stanowią dla nas cenne uzupełnienie opublikowanego w roku 2015 dziennika Karola Lanckorońskiego, którego rękopis przechowuje Austriacka Biblioteka Narodowa (Österreichische Nationalbibliothek) w Wiedniu.
Wyprawa trwała ponad trzy miesiące – pod datą 30 sierpnia Lanckoroński odnotował w swoim diariuszu wyjazd koleją z Wiednia do Pesztu – datę 4 grudnia nosi ostatnia, krótka, notatka, spisana w drodze powrotnej, na statku zmierzającym na Rodos. Celem ekspedycji była dokumentacja – rysunkowa, opisowa i fotograficzna – zabytków antycznych znajdujących się na terenie starożytnej Pamfilii i Pizydii. Ale nie tylko. Lanckoroński poznawał też sztukę, kulturę i obyczaje ówczesnego Imperium Osmańskiego, kontaktował się z mieszkańcami mijanych wiosek i miast, korzystał z protekcji miejscowych dygnitarzy oraz ochrony tureckich żandarmów. A Jacek Malczewski wszystko to skrzętnie dokumentował. Przedstawiał uczonych nie tylko przy pracy. Swoim piórkiem i pędzlem notował żywe scenki rodzajowe z codziennego życia członków ekspedycji, która – jak to wynika z lektury zapisków zarówno Lanckorońskiego, jak też z dziennika Felixa Luschana – była nie lada wyzwaniem logistycznym.
Najciekawsze bodaj rysunki powstały w Koni, do której Lanckoroński i jego towarzysze przybyli 10 listopada. „O 9.30 ujrzeliśmy równinę i oazy ogrodów. Nieco później z prawej strony miasto Konia z minaretami za gąszczem drzew, góry na północnym krańcu, oświetlone promieniami słońca” – tak hrabia zanotował swoje pierwsze wrażenia. W Koni Lanckoroński oglądał m. in. grobowiec Mewlany – charyzmatycznego poety-mistyka, założyciela bractwa mewlewitów, hale derwiszów oraz odwiedził Celebiego Effendiego, przełożonego (szejcha) bractwa mewlewitów. Tę wizytę Jacek Malczewski utrwalił na jednym z rysunków – Lanckoroński siedzi pośrodku, obok gospodarza, z którym rozmawiał „o jego rodzinie i derwiszach” – jak zanotował w swoim dzienniku. Z prawej strony rozpoznajemy Mariana Sokołowskiego i Felixa Luschana. Dostojnik z lewej strony to być może Ali Riza Bey, z którym „w powozie Mehmeda Agi” Lanckoroński i jego współtowarzysze przybyli do siedziby szejcha. Za oknem widać kompleks mauzoleum Mewlany – jest to nakryta stożkowym dachem budowla mieszcząca jego grób, meczet Selima, minarety i sala, w której odbywały się religijne tańce. Panorama ta została przedstawiona z topograficzną wiernością, z perspektywy patrzącego przez okno – czyli z miejsca, w którym Malczewski sportretował na rysunku siebie. Szkic tej kompozycji sporządził zapewne na miejscu, wykończył ją już po powrocie z wyprawy.